Zniknęłam ponownie. Tym razem dlatego, ze dałam się skusić pracy na etacie. Miało być pięknie, niestety skończyło się gorzej. Po 1,5 miesiąca pracy non stop do 19-20, w tempie karabinu maszynowego w silnym stresie i jeszcze pod telefonem w sobotę - powiedziałam dość. Dużo winy jest też po mojej stronie - cokolwiek robię, robię to a 100%. Efekt był taki, że dałam się pochłonąć pracy fizycznie i psychicznie kosztem wszystego wokoło. Kiedy Franek powiedział pewnego dnia "Mamusiu zagraj w totka, może nie będziesz już musiała tam chodzić", przyszło otrzeźwienie. Mamy to szczęście, że mogłam zrezygnować. Oczywiście finansowo będzie znacznie gorzej, ale z głodu nie umrzemy. Coś za coś. Jestem bardzo wdzięczna losowi, że mogłam podjąć taką decyzję.
No właśnie, te nieszczęsne pieniądze. Często słyszę od znajomych "Mnie nie stać na chodzenie z dzieckiem na takie fajne zajęcia", "nie mam pieniędzy na takie atrakcje" itd. Otóż zdradzę Wam tajemnicę. Wcale nie potrzeba na to pieniędzy! I nie mówię tutaj o samoorganizowanych atrakcjach w lesie czy parku (które są super, ale pogoda nie zawsze sprzyja) tylko o bardzo fajnych, profesjonalnych warsztatach :).
No dobra - tu nieco poszkodowani są mieszkańcy małych miejscowości - przyznaję. Ale sytuacja nie jest beznadziejna, z moich obserwacji wynika, że niedoceniane często Domy Kultury, szkoły, a nawet kawiarnie i firmy często organizują fajne zajęcia o
których mało kto wie... Warto śledzić informatory, zapisywać się do
wszelkich możliwych newsletterów i mieć oczy dookoła głowy. Wszelkie zajęcia otwarte to też nieskończone źródło atrakcji dla naszych pociech.
My na przykład, swego czasu odwiedziliśmy opisywaną w poprzednim poście Akademię Duckie Deck. Teraz Akademia powraca i w najbliższy weekend znowu spotkamy się z żółtą kaczuszką. Ale to nie wszystko. Instytut Audiowizualny zaskoczył wszystkich i zorganizował zajęcia dla dzieci z młodym artystą Aleksandrem Sashką Kanavalau - twórcą nieco przerażających, ale bardzo ciekawych Monsterów.
Dla dzieci przygotowano wersję nieco złagodzoną. Na wielkich kartonach naklejały oczka, usta, dodatkowe elementy tworząc swoje własne autorskie Monstery. Na koniec malowanie farbami, kredkami lub wyklejanie. Każdy uczestnik musiał wymyślić imię oraz opisać charakter swojego Monstera. Nasz BULGODROT był łagodnym przybyszem z dalekiej planety. 2 godziny wspanialej zabawy, profesjonalne materiały, wykład, spotkanie z prawdziwym artystą i zero kosztów.
W międzyczasie "zaliczyliśmy" też w ramach akcji Zwalcz Nudę warsztaty kulinarne z Dobrym Duszkiem Visolvit, gdzie młodzi kucharze stworzyli kolorowe "polskie" sushi z bardzo zdrowych składników. Smacznie i za darmo ;)
Podobno skąpiradło ze mnie, bo wkręcam się wszędzie tam gdzie jest za darmo. Ale z drugiej strony dlaczego nie? Dzięki takiemu podejściu mogę dać mojemu dziecku atrakcje, na które być może nie wystarczyło by mi funduszy. Dzięki temu mogę zapłacić za jego dodatkowy angielski czy ściankę wspinaczkową. Dzięki temu mimo mojej rezygnacji z pracy Franek nadal będzie miał fajne, kolorowe weekendy. Czy to jest powód do wstydu?
Fajnie że macie takie ciekawe zajęcia w swoim mieście. U nas niestety brak takich miejsc i jest tylko kino i jakieś sale zabaw.
OdpowiedzUsuńZawsze coś - sale zabaw czasami organizują imprezy tematyczne, może warto im podpowiedzieć?
UsuńDla mnie największym problemem jest dojazd -gdziekolwiek to zazwyczaj wiąże się ze kosztami, bo z mojego "końca świata" wszędzie jest daleko ;)Zajęcia fantastyczne.
OdpowiedzUsuńA w ogóle kiedy Franio tak wydoroślał !
No niestety dojazd, szczególnie z dzieciaczkami to jest problem. Czasami nawet w obrębie "swojego" miasta. Ale z drugiej strony mieszkanie "na końcu świata" ma sporo zalet i czasami wolałabym się na jakiś jego koniec wynieść :)
UsuńNo właśnie nie wiem kiedy!Dzisiaj zapisałam go do szkoły1 Gdzie jest mój maluszek!?
Usuńnajważniejsze to robić to co się kocha
OdpowiedzUsuń