czwartek, 15 stycznia 2015

Przedszkolne łobuziaki w natarciu - oddawać czy uciekać?

Franek wrócił do domu i powiedział, że Piotrek uderzył go pięścią w brzuch. Pozmyślałam sobie , że uduszę małego smarka (Piotrusia oczywiście) ale się ogarnęłam i zapytałam spokojnie co było dalej. "Oddałem mu"!- krzyknął radośnie Franek i poszedł się bawić. A mamusia tak stała i myślała....czy to dobrze, czy źle?


Kiedy już się pozbierałam, machnęłam sobie umoralniająca pogawędkę z moją pociechą. Po pierwsze zapytałam o co poszło (o nic, tamtemu walenie w brzuch sprawia frajdę) po drugie... jak to oddał ???? No więc jak się okazuje, Franek nie przywalił mu w nos ani nic takiego tylko odepchnął mocno krzycząc, że bić nie wolno i zgłosił się do wychowawczyni. Ulżyło mi. Okazało się, że agresor oberwał od Pani po uszach a Franek mimo, że go pchnął nie otrzymał kary. Pani porozmawiała z chłopakami o przemocy i o tym, że nie jest ona rozwiązaniem problemow itd. Czyli wszystko po bożemu. Nie rozwiało to jednak moich wątpliwości. Czego powinniśmy uczyć nasze dzieci w  takich sytuacjach?

Porady psychologów i mądre książki uczą aby dziecko w takiej sytuacji głośno zaoponowało, odeszło i zgłosiło sie do dorosłego. To w teorii. Co jednak gdy "wróg" jest agresywny w sposób sprytny, czai się na ofiarę za rogiem, nie reaguje na uwagi, nie przejmuje się reprymendami i karami a rodzice mają to w nosie (bo synek jest przebojowy i poradzi sobie w życiu)? Co jeśli nic nie pomaga a nasze dziecko zaczyna czuć się dręczone?


Nie chciałabym wychować życiowej łamagi i szkolnej ofiary, która nie umie się bronić. Z drugiej jednak strony chcę, żeby mój syn nie uważał przemocy za odpowiedni argument i umiał szukać innych rozwiązań w krytycznych sytuacjach. Nie jest to łatwe.

Nie mam wpływu na to kogo i kiedy spotka na swojej drodze Franek, dlatego staram się przygotować go na różne mniej lub bardziej przyjemne opcje. Na to, że spotka dzieci złośliwe, okrutne, agresywne i niewychowane. Kiedy pyta dlaczego jakiś chłopiec celowo łamie ustalone zasady tłumaczę mu, że pewnie nikt mu nie powiedział, że tak nie można. Opowiadam mu o tym, że nie każdy rodzic wychowuje swoje dziecko, że czasami dzieci nie wiedzą co jest dobre a co złe albo robią coś z zazdrości lub żalu że same czegoś nie mają (np wyśmiewają się z zabawki kolegi). Chyba trochę to działa, bo Franek dzielnie znosi gdy ktoś krytykuje jego robota albo nową koszulkę (tak, już w przedszkolu!). Z agresją fizyczną nie jest jednak tak łatwo. Dlatego zapisaliśmy Franka na ...judo ;)


Jaka jest nasza metoda na przedszkolne łobuziaki? Przyjęliśmy zasadę stopniowania. Przy pierwszym nieuzasadnionym ataku Franek głośno wyraża swój sprzeciw (nie wolno bić, przestań itd), jeśli agresja nie zostaje przerwana idzie do wychowawczyni. Jeśli jednak to samo dziecko nadal zachowuje się w sposób agresywny Franek ma prawo się bronić (nie rozbić nos, tylko mocno odepchnąć lub zablokować atak siłą). Nie wiem czy jest to zgodne z jakimikolwiek zasadami, ale w moim odczuciu jest to moralnie uzasadnione. Nikt nie ma prawa nas dręczyć a czasami unikając konfrontacji sami stawiamy sie w pozycji ofiary. Przy takim systemie agresor ma 2 szanse na odstąpienie od atakowania a dziecko zachowuje się w sposób pokojowy i świadomy. Jednak w końcu przychodzi moment gdy należy pokazać, że nie damy sobie w kaszę dmuchać i że nie jesteśmy stroną słabszą. Moim zdaniem to sygnał - uważaj, ja też potrafię uderzyć (tyle, że nie chcę bo uważam, że to głupie)


Wiem, że nie każdy się ze mną zgodzi i sama nawet nie wiem, czy mam rację, ale 4 lata macierzyństwa szybko zweryfikowało moje poglądy i książkowe teorie i staram sie działać intuicyjnie. To, że Franek odepchnął i nakrzyczał na agresywnego kolegę uważam za reakcję odpowiednią. I jestem z niego bardzo dumna. Bronił się i miał do tego prawo - nie był jednak nadmiernie agresywny i prowokujący. A tak na a marginesie Piotrek już nigdy nie uderzył Franka i są całkiem dobrymi kumplami. Niestety chłopiec nadal jest agresywny w stosunku do innych dzieci. Ale to już inna historia....

I żeby nie było - mój syn to nie aniołek bez skazy :) Potrafi pokazać ciemną stronę mocy ;)

A Wy? Jak przygotowujecie swoje dzieci do spotkania z agresywnymi, wrednymi lub rozbestwionymi dziećmi? Opowiadacie,tłumaczycie, czy "idziecie na żywioł"? 
Czy Wasze metody działają w praktyce?

3 komentarze:

  1. Rozmowa, rozmowa i jeszcze raz rozmowa. Moja córka gdy miała 2 lata rozbrajająco tłumaczyła agresywnemu koledze w żłobku, że tak nie wolno, bo to innych boli :)
    Niestety nie da się wyeliminować wszystkich podobnych sytuacji...

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Oj tak od tych rozmów to sie czuję czasami jak chomik w kołowrotku i mam chrypę :) Ale tak trzeba bo kropla drąży skałę :) nawet najbardziej oporną.

      Usuń
  2. Mi do kwestii przedszkolnych jeszcze bardzo daleko. Ale wydaje mi się, że Twoje podejście ma ręce i nogi. Mnie zawsze mówiono, że nie można do innych siłą, że trzeba rozmawiać i tłumaczyć... W szkolnym życiu to się nie sprawdziło, bo prześladowcy brali mnie wtedy za osobę słabą, która się nigdy nie postawi. I to się dobrze nie skończyło.

    OdpowiedzUsuń